"Wszystkie religie pochodzą od Boga" - Wywiad z Seyyedem Hosseinem Nasrem

REAKCJONISTA: W pierwszej połowie tego [2010] roku ukazało się polskie tłumaczenie pańskiej książki The Heart of Islam1. Jest to już druga, po Ideals and Realities of Islam2, pańska praca wydana w języku polskim. Którą ze wszystkich swoich książek uważa Pan za najważniejszą i dlaczego?

SEYYED HOSSEIN NASR: Przede wszystkim nie otrzymałem egzemplarza z polskim tłumaczeniem The Heart of Islam. Nie wiedziałem nawet, że takie zostało wydane.

R: Stało się to zatem bez pańskiej zgody?

SHN: Skontaktowali się oni prawdopodobnie z Harper, tj. moim wydawcą. Zwykle to ja posiadam prawa do wszystkich swoich książek, za wyjątkiem tych wydanych przez Harper.

Generalnie moje książki muszą być zaklasyfikowane do różnych kategorii. Jeśli chodzi o islam, moimi najważniejszymi pracami są Ideals and Realities of Islam oraz The Heart of Islam; następnie mamy książki takie jak Islam: Religion, History and Civilization3 i wiele innych. Poza tym są jeszcze tytuły zajmujące się sufizmem, islamską filozofią, kwestiami międzynarodowymi, metafizyką, Filozofią Wieczystą itd. Nie można zestawić ich wszystkich razem i wskazać tej najważniejszej. Jeżeli chodzi o przedstawienie mojego światopoglądu, to być może najbardziej istotną moją pracą jest Knowledge and the Sacred4, jednakże dotyczy ona zupełnie innego przedmiotu; nie mówi ona wyłącznie o religii islamskiej, ale zajmuje się także metafizyką oraz Filozofią Wieczystą w ujęciu globalnym.

R: Chociaż polska edycja The Heart of Islam ukazuje się teraz, to pierwotnie książka ta została wydana kilka lat temu, niedługo po wydarzeniach z 11 września 2001 roku, jako odpowiedź na wzrastające zainteresowanie islamem na Zachodzie z jednej strony, a z drugiej jako próba wyjaśnienia sporej ilości nieporozumień narosłych wokół tego zagadnienia. Czy uważa Pan, że znajomość islamu w społeczeństwie jest obecnie dużo bardziej rzetelna niźli przed terrorystycznym atakiem na WTC?

SHN: Odpowiedź brzmi tak i nie. ‘Tak’ w tym sensie, że o wiele więcej uwagi poświęca się i o wiele więcej pisze się o islamie, o islamskim świecie, islamskiej historii etc. Jednak ‘nie’, ponieważ duża ilość tych tekstów oparta jest tak naprawdę na umyślnych zniekształceniach bądź braku odpowiedniej wiedzy. Na rynku, tj. w książkach, w Internecie itd. znajduje się obecnie sporo materiałów, które nie są tak naprawdę poprawne. Wiele z tych prac roi się od błędów, a czasami zdradzają one połączenie ignorancji, dezinformacji oraz umyślnego wprowadzania w błąd. Ale jednocześnie istnieje wzrost zainteresowania islamem z uwagi na 9/11. Poza tym publikuje się więcej książek, a także artykułów o islamie. Niektóre z nich są całkiem dobre, ale wiele z nich już nie.

R: Czy jednak, generalnie rzecz biorąc, ludzie są bardziej świadomi teraz niż przed atakami czym tak naprawdę jest islam?

SHN: W pewnej mierze, ale wciąż w stopniu niewystarczającym, ponieważ wiele jest jeszcze do zrobienia, zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych; nawet w państwie takim jak Francja, która posiada największą ze wszystkich krajów populację muzułmanów. Sześć do być może nawet ośmiu milionów muzułmanów żyje we Francji, gdzie istnieje również długa tradycja nauki wraz z wielkimi francuskimi badaczami islamu jak Massignon, Corbin i innych, zaś początki nauczania języka arabskiego, perskiego etc. w the School of Oriental Languages, Collège de France, Sorbonie i podobnych miejscach sięgają Średniowiecza. Wbrew temu wszystkiemu jednakże nawet we Francji wiedza przeciętnego Francuza na temat zagadnień islamu jest bardzo ograniczona. W USA jest jeszcze gorzej, tzn. ogół społeczeństwa, zwykli ludzie nadal w ogóle nie mają pojęcia o rzeczywistości islamu. To jednak się zmienia, jako że istnieją teraz islamskie społeczności, które żyją nie tylko w wielkich miastach takich jak Nowy Jork czy Waszyngton, ale także w mniejszych miejscowościach oraz funkcjonują bardziej osobiste kontakty. Na płaszczyźnie uniwersyteckiej, akademickiej bez wątpienia istnieje o wiele większe zainteresowanie, np. wśród studentów uczestniczących w kursach na temat islamu, uczących się czym jest islam jako religia czy zgłębiających islamską myśl, historię bądź sztukę a także sufizm. Szczególną popularnością cieszy się właśnie islamski mistycyzm czy też sufizm. A zatem ‘tak’, na tym poziomie mamy do czynienia ze zdecydowanie znaczącym wzrostem i to nie tylko głodu informacji, ale również głębszej wiedzy o islamskim świecie. Niemniej przed społeczeństwem jako całością jest jeszcze dużo do zrobienia.

R: Czy myśli Pan zatem, że to wszystko ma wpływ na fakt, że niektóre europejskie kraje, jak np. Francja czy Szwajcaria, ograniczają w pewnym stopniu wolność praktykowania islamu (zakaz noszenia burek czy budowania meczetów)? Czy zgodzi się Pan, iż działania te skierowane są raczej przeciwko religii jako takiej niźli przeciwko islamowi w szczególności? Czy uważa Pan za usprawiedliwione obawy Europejczyków wobec rozprzestrzeniania się islamu?

SHN: Nie, nie uważam ich za usprawiedliwione. Przede wszystkim nie ulega wątpliwości, że jest to spowodowane względami demograficznymi, tj. zmianami zachodzącymi w populacji Europy. Jako że następuje spadek liczby ludności a Europejczycy chcą zachować ten sam ekonomiczny poziom życia, który mają teraz, nadejdą nowe fale migracji. Są ludzie, którzy wierzą, iż w XXI wieku będziemy oglądać demograficzną transformację Europy, podobną do tej, którą widzieliśmy w Imperium Rzymskim, kiedy to germańskie ludy migrowały ze wschodu ku europejskiemu kontynentowi zmieniając całą demograficzną strukturę różnych części Europy, za wyjątkiem dużej części jej południowego obszaru, który w większości pozostał łaciński. Wielu ludzi czuje, że wydarzy się właśnie coś takiego. Większość migrantów napływających do Europy to robotnicy a przybywają oni ze świata islamskiego. Nielogiczne jest ściąganie ludzi z komunistycznych Chin czy coś w tym rodzaju. To się nie wydarzy; migranci przyjeżdżają i nadal będą przyjeżdżać głównie ze świata śródziemnomorskiego. Dlatego też bez wątpienia nastąpi wzrost liczebności muzułmanów w Europie. Każdy zgadza się z tym faktem. Ci, którzy nie chcą do tego dopuścić pod żadnym pozorem, pragną zachować Europę albo jako – jak ją nazywają – chrześcijańską albo zsekularyzowaną dla tych, którzy są Europejczykami, ale już nie chrześcijanami. We Francji tylko 9% społeczeństwa chodzi do kościoła, zaś 40% to agnostycy lub ateiści. Niemniej chcą oni zachowania kulturowej atmosfery o charakterze europejskim, o ile nie chrześcijańskim, a jednocześnie zachować ekonomiczne przywileje, jednak to nie ma racji bytu. Stąd wielka skala oporu w niektórych kręgach w Europie przeciwko wszystkim imigrantom, a przeciwko islamowi w szczególności – reakcja, która nie istniała jeszcze, powiedzmy, pięćdziesiąt lat temu.

W ostatnich dziesięcioleciach atmosfera całkiem znacząco uległa zmianie. Często podróżuję do Europy, od moich czasów studenckich aż do teraz, i mogę obserwować różnice. Istnieje o wiele więcej opozycji wobec islamu obecnie jako wynik strachu przed inwazją z zewnątrz „zagrażającą” lokalnemu społeczeństwu, jego europejskiemu systemowi wartości itd. Ów system wartości wyznawany przez większość tych, którzy zajmują te pozycje nie jest chrześcijański. To zsekularyzowany europejski humanizm. W Holandii np. wielu ludzi jest przeciwko islamowi, ale nie są oni bardzo prochrześcijańscy. Nie reprezentują oni ani trochę głosu Kościoła Protestanckiego w Holandii czy też Kościoła Katolickiego. Również postawa Watykanu jest nieco ambiwalentna. Co się tyczy tego punktu, to papież z jednej strony pragnie zachować dobre stosunki z islamem i światem islamskim – miałem zaszczyt spotkania i rozmowy z nim dwa lata temu, a także wygłoszenia prelekcji w jego obecności w imieniu świata islamskiego w Common World Initiative [Inicjatywa Wspólny Świat], którą realizujemy dla lepszych relacji pomiędzy islamem a chrześcijaństwem. Z drugiej strony istnieją ludzie w łonie Kościoła Katolickiego pragnący wyłącznie chrześcijańskiej Europy. Chciałbym, aby coś takiego jak chrześcijańska Europa istniało dzisiaj, ale nie istnieje.

W każdym razie w Europie pojawi się w przyszłości wiele problemów dotyczących całości zagadnienia obecności islamu. Przez niektórych ludzi została nawet zasugerowana idea usunięcia muzułmanów z Europy, jednak nie sądzę, aby tak się miało stać. To zakończyłoby się tylko katastrofą. Poza tym oznaczałoby to poświęcenie chrześcijan w świecie islamskim, co do pewnego stopnia odbywa się dzisiaj w Iraku jako konsekwencja amerykańskiej inwazji i zabijania wszystkich tych irakijskich muzułmanów. Bardzo nie podoba mi się ta reakcja, jednak faktem jest, że atak i okupacja Iraku spowodowały zemstę, kontrataki itd., odstraszając od Iraku tak wielu irakijskich chrześcijan, zaś ci, którzy pozostali, są czasami atakowani. Jest to straszne i nigdy wcześniej nie wydarzyło się w islamskim świecie. Islam niemal zawsze chronił chrześcijan i żydów w obrębie swoich granic i tego rodzaju atak na chrześcijan jest czymś przerażającym, lecz jest to konsekwencja tego, co stało się w wyniku inwazji na Irak. Naturalnie nie wydarzyło się to w 1880 czy 1970 roku. Istnieje pewne niebezpieczeństwo, że ucisk mniejszości chrześcijańskich będzie trwał tak długo, jak długo muzułmanie będą atakowani przez siły Zachodu. Myślę, że jednym z najważniejszych zagadnień XXI wieku jest to, w jaki sposób muzułmanie i chrześcijanie mogą spotkać się by utworzyć przyjazną i przyjacielską atmosferę. Jeśli chodzi o tzw. islamofobię, to uważam, że jest ona większa w Europie niż w Ameryce, ponieważ Ameryka jest społeczeństwem imigrantów, w którym każdy jest imigrantem, z wyjątkiem rdzennych Indian amerykańskich. Niektórzy przybyli nieco wcześniej, inni nieco później. Oczywiście może Pan powiedzieć, że Niemcy także są społeczeństwem imigrantów, ponieważ ludy germańskie przywędrowały do Niemiec, ale to było tysiące lat temu. Jest to coś zupełnie innego niż to, co miało miejsce w Stanach Zjednoczonych, które istnieją ledwie kilka stuleci. Stąd też uległość i płynność większa jest w społeczeństwie amerykańskim niż w Europie i sądzę, że sytuację tą – mówimy tu o islamie – będzie o wiele trudniej rozwiązać w Europie niźli w USA.

R: Czy nie uważa Pan, że ma to także związek z faktem, że Amerykanie są ogólnie rzecz biorąc bardziej religijni niż Europejczycy oraz że protesty tych ostatnich są skierowane raczej przeciwko religii jako takiej niźli przeciwko islamowi w szczególności?

SHN: Jest to skomplikowane zagadnienie, ponieważ w Europie, włączając w to wydarzenia kilku ostatnich dziesięcioleci, było wielu zsekularyzowanych Europejczyków, którzy byli bardziej otwarci na obecność muzułmanów w Europie w odróżnieniu od bardzo żarliwych chrześcijan. To jednak uległo zmianie. Społeczeństwo amerykańskie jest w ogólności bardziej religijne niż europejskie, o ile na uwadze mamy chodzenie do kościoła, wiarę w Boga i inne główne kwestie religijne. Istnieje jednak również problem taki, że tutaj w Ameryce najbardziej zażarte ataki przeciwko islamowi pochodzą nie od zeświecczonych, ale od ewangelików, od skrajnie prawicowego spektrum protestantyzmu. Nie obserwujecie tego w Europie.

R: Nie, nie bardzo…

SHN: Być może zdarza się wam widzieć to sporadycznie, ale nie ze strony kapłanów czy ministrów. Tutaj w USA mamy ewangelickich ministrów takich jak Pat Robertson, Marshall Graham and Jerry Falwell, który niedawno zmarł, a który wygłaszał tak okropnie pejoratywne uwagi o islamie, że nie mogę ich tu nawet powtórzyć! To jest niewyobrażalne. A zatem na pańskie pytanie można odpowiedzieć dwojako. Nie chodzi tu tylko o to, że w Ameryce istnieje większa otwartość wobec islamu z racji tego, że jest ona bardziej religijna. Kwestia ta jest bardziej skomplikowana, niż tego rodzaju proste stwierdzenie.

R: No cóż, mniejsze lub większe konflikty między wyznawcami różnych religii wydają się być nieuniknione. Tymczasem już ponad pięćdziesiąt lat temu Frithjof Schuon pisał o transcendentalnej jedności religii. Książka o tym tytule5 jest, moim zdaniem, jedną z najbardziej fundamentalnych dla perspektywy Filozofii Wieczystej. Jednakże czytając tą czy inną pracę traktującą o Philosophia Perennis, nie trudno nie dostrzec, iż autorzy piszą głównie o wielkich religiach. Mógłby Pan zatem doprecyzować czy chodzi tutaj dosłownie o wszystkie religie świata?

SHN: Przede wszystkim jest to niezwykle istotna praca Frithjofa Schuona, a koncepcja transcendentnej jedności religii, czyli jedności wewnętrznej, jedności ponad formami a nie jedności na poziomie formalnym, jest tym co ja sam i inni perenialiści wyznajemy i co uważamy za zagadnienie kluczowe dla porozumienia pomiędzy religiami, a co mogłoby doprowadzić do zrozumienia bez redukcjonizmu, bez upraszczania religii do ich wspólnego mianownika. Obecnie wielu dostrzega tę prawdę niemal sześćdziesiąt lat po tym, jak Schuon napisał tę książkę. W wielu kręgach akademickich omawia się ją, jak i inne podobne dzieła. Schuon oczywiście nie zajmował się każdą religią na świecie, jednak gdyby Pan z nim porozmawiał, jak to ja czyniłem wielokrotnie, zastosowałby on te same zasady do wszystkich ortodoksyjnych i tradycyjnych religii. Nie do wszelkich religii w ogóle, jako że istnieje wiele „religii”, które zostały wymyślone w XIX wieku, a jeszcze więcej w wieku XX. Trzeba pamiętać o tym, co powiedział Chrystus: „Powstanie wielu fałszywych proroków” [Mt 24, 9], zaś Prorok islamu rzekł, iż ukaże się wiele znaków na końcu świata, takich jak pojawienie się fałszywych proroków oraz pseudoreligii. Transcendentna jedność religii nie dotyczy naturalnie każdego ruchu postrzegającego siebie jako nowa religia. W rzeczywistości tradycja dostarcza kryteriów, dzięki którym można ocenić autentyczność religii, tj. która religia pochodzi z nieba, a która jest efektem synkretyzmu czy też która przynależy do czysto ludzkiego porządku albo do czegoś jeszcze gorszego. Niemniej zasada sformułowana przez Schuona stosuje się nie tylko do „wielkich religii”, ale także do lokalnych tradycji religijnych takich jak tradycje australijskich Aborygenów, Yoruba i Siuksów.

R: Mógłby Pan rozwinąć nieco kwestię owych kryteriów?

SHN: Tak. Na płaszczyźnie zewnętrznej to bardzo proste. Zewnętrznie żadna nieprawda nie może przetrwać bardzo długi czas. Religie istniejące przez tysiąclecia są religiami zawierającymi w sobie coś, co czyni je prawomocnymi ponad konkretnym okresem historycznym oraz posiadają one znaczenie transhistoryczne. Nie ma też fałszywej religii, która przetrwałaby tysiąc lat. A zatem wszystkie historyczne religie od hinduizmu po judaizm, zoroastryzm, manicheizm i inne aż do religii abrahamowych, a także te ze wschodniej Azji jak konfucjanizm, taoizm, szintoizm, szamanizm na Syberii i wszelkie religie pierwotne są religiami tradycyjnymi i ortodoksyjnymi. Zewnętrznie można je oceniać z punktu widzenia historycznej ciągłości przez długie okresy czasu oraz zdolności do utrzymywania przy życiu swoich duchowych sił żywotnych, duchowej energii oraz do tworzenia tradycyjnej sztuki i społecznego porządku. To są niektóre z kryteriów, za pośrednictwem których możemy oceniać różne religie. Niemniej istnieją również kryteria wewnętrzne, ukryte. Podług nich religia musi po pierwsze zapewnić kompletną doktrynę odnośnie natury Rzeczywistości, a po drugie metodę osiągnięcia Prawdy, dotarcia do tej Rzeczywistości. Wielkie religie światowe, jak również religie pierwotne, posiadają niezwykłą zgodność w swoich doktrynach odnośnie Prawdy. Chociaż ich formy i języki są odmienne, wszystkie one oparte są na Zasadzie, zgodnie z którą istnieje jedna Rzeczywistość. Można by jednak zapytać, a co z manicheizmem i jego dualizmem? Jest to szczególna interpretacja tejże religii, która jest dualistyczna, ale przede wszystkim na poziomie kosmologicznym. Zoroastryzm, zdaniem jego wyznawców, nie jest dualistyczny, zaś manicheizm można postrzegać jako rodzaj reakcji przeciwko owej zoroastryjskiej koncepcji. Zoroastrianie wierzą, że tak naprawdę nie są oni dualistyczni, że Ahura–Mazda jest tym samym Jedynym Bogiem Abrahama czy Iśvarą w hinduizmie.

W każdym razie wewnętrzne kryteria obejmują obecność doktryny odnośnie natury boskiej Rzeczywistości, postrzeganej jako Absolut, który jest jeden bądź który jest otchłanią; doktryny, co do której panuje niezwykła jednomyślność w tradycyjnych naukach. Następnie musi funkcjonować odpowiednia kosmologia zajmująca się rozmaitymi poziomami bytu, nie wyłączając tego, co w tradycjach abrahamowych nazywa się światami anielskimi bądź archanielskimi, jak również innymi światami pośrednimi, których wyrażenia i formuły nie są takie same we wszystkich tradycjach. Mimo to możemy mówić o cosmologia perennis, jak mówimy o philosophia perennis. Wreszcie musi istnieć doktryna człowieka, anthropos, w jego pełnej realności i wielorakich poziomach rzeczywistości wewnątrz niego lub wewnątrz niej, jako że przez człowieka rozumiemy tutaj ludzki stan jako taki, a nie jedynie mężczyznę.

Na płaszczyźnie metody muszą funkcjonować sakralne rytuały, tak egzoteryczne jak i ezoteryczne, metody kontemplacji, medytacji oraz rytuały o boskich źródłach umożliwiające człowiekowi powrót do Boga. Każda autentyczna religia musi posiadać właściwą doktrynę odnoszącą się do natury boskiej Rzeczywistości oraz środków wiążących go z ową Rzeczywistością. Musi posiadać pełną ortodoksję oraz ortopraksję w uniwersalnym tych słów znaczeniu. Każda autentyczna religia stworzyła również prawdziwie sakralną sztukę, która ma absolutnie kardynalne znaczenie. Osoba znająca nauki Filozofii Wieczystej oraz tradycję jest jak ktoś dobrze zaznajomiony z zapachem perfum. Może ona natychmiast wyczuć czy to, co uważa się za perfumy jest takim w istocie czy też nie. Osoba taka ma egzystencjalną wiedzę łaski bądź – jak to nazywamy w islamie – barakah i wie dokładnie gdzie łaska ta jest obecna, a gdzie nie jest. Może ona od razu wyczuć naturę współczesnych pseudoreligii poprzez uświadomienie sobie braku w ich łonie łaski bądź barakah.

R: Gdzie zatem w tym kontekście umieściłby Pan religie starożytnej Europy, jak pogaństwo starożytnej Grecji bądź Rzymu, albo religie australijskich Aborygenów? Czy wszystkie one są tożsame z wewnętrznego punktu widzenia?

SHN: Wszystkie one są niezwykle istotnymi autentycznymi religiami, lecz religie mogą także ulegać rozpadowi i ginąć, jak wszystko inne na tym świecie. Mają one swój cykl życia. Niektóre z nich nadal istnieją i będą trwać aż do końca świata dla tych, którzy je wyznają. Jednakże wiele z nich, jak choćby religia starożytnego Egiptu czy Grecji i Rzymu – historycznie ważne – podupadły i umarły po długim okresie istnienia. Religie greckie i rzymskie uległy rozkładowi i zginęły poprzez zapomnienie metafizycznych zasad, poprzez zastąpienie elementów duchowych elementami psychologicznymi, poprzez antropomorfizm oraz wiele innych elementów, a także poprzez fałszywe doktryny pochodzące ze świeckich filozofii, indywidualizację i humanizację bogów. Np. Zeus został uczłowieczony a Apollo, bóg światła i wiedzy, światło Boga można by rzec, zaczął być wyobrażany jako posąg bardzo przystojnego, młodego mężczyzny, zaś jego duchowe znaczenie stopniowo wymierało w ogólnym aspekcie religii.

Jeśli zaś chodzi o religie pierwotne, to znajdują się one w innych warunkach. Niektóre z nich, jak religie Yaruba, Bambara czy Aborygenów, albo pewnych plemion północnoamerykańskich, posiadały sporo dobrze zachowanych elementów. Inne zatraciły wiele rzeczy oraz upadły do poziomu magii. Np. religia Majów zwróciła się na końcu ku ofiar z ludzi. To była oznaka rozkładu, za sprawą którego religia ta ostatecznie umarła. Religia babilońska także umarła jako efekt idolatrii, zaś egipska wymarła z powodu magii. Tradycyjne perspektywy, jak te obecne w pismach Frithjofa Schuona i innych, wyjaśniły tę kwestię w sposób jasny oraz dostarczyły nam doktryny, za pomocą której możemy badać cykl życia religii oraz która uzdalnia nas do rozróżniania pomiędzy religiami nadal zdrowymi i żywymi, dostarczającymi pełnej gamy środków dla duchowej realizacji, a religiami, które uległy rozpadowi bądź z których pozostała jedynie skorupa. Zazwyczaj rozpad jest dwojakiego rodzaju: niektóre religie stają się całkowicie egzoteryczne, zewnętrzne i zamknięte na wewnętrzne znaczenie religii aż do czasu, gdy stopniowo pozostanie tylko skorupa bez zawartości, zaś organizm obumiera. W drugim przypadku stają się one rodzajem pseudomistycyzmu, ale ograniczonego do poziomu psychologicznego, bez ucieleśnienia boskiego prawa oraz bez zewnętrznych form objawionych przez Niebiosa. Obydwa te przypadki mogą się pojawić i pojawiają się w trakcie historii człowieka i nadal obserwujemy te dwa rodzaje rozkładu. Fenomen religii New Age jest bardzo interesujący z tego punktu widzenia. Są one częstokroć próbami ożywienia wewnętrznego, ezoterycznego aspektu religii, który w ogromnym stopniu został utracony na Zachodzie, jednak dokonują tego niezależnie od zewnętrznej struktury skorupy, która mimo to jest konieczna, jako że ochrania i umożliwia przetrwanie wewnętrznego życia religii, jak to jest w przypadku kraba, krewetki bądź każdego skorupiaka, gdzie skorupa chroni życie tego stworzenia. Wiele spośród religii New Age ma dokładnie taką formułę. Są one próbami wykreowania jakiegoś rodzaju pseudomistycyzmu, dotarcia do sfery mistycznej bez uciekania się do objawionego zewnętrznego ucieleśnienia. Ma Pan tu zatem dwa typy rozkładu, które można dostrzec wśród odmiennych religii świata. Następnie ma Pan wielkie światowe religie, które przetrwały do dnia dzisiejszego, w obrębie których mimo to również istnieją rozmaite formy rozkładu, odchyleń, których świadkiem w jakimś wymiarze jest chrześcijaństwo, w innym islam, w trzecim hinduizm, a jeszcze w innym buddyzm etc. Nie istnieje religia, która nie doświadczyłaby jakiejś formy dewiacji bądź zniekształcenia albo braku należytego zrozumienia itd. Jest to warunek życia, a mimo to, wszystkim tym wielkim religiom udaje się zachować w swojej istocie Prawdę, która została im objawiona. I nadal zapewniają one wielkie ścieżki dla zbawienia człowieka we współczesnym świecie.

R: Wiemy tedy, jak powiedział Pan, iż transcendentna jedność religii ma charakter wewnętrzny, a nie zewnętrzny. A zatem jej efektem nie powinien być synkretyzm. Jak więc należy ocenić ekumeniczne praktyki Kościoła Katolickiego z punktu widzenia Filozofii Wieczystej? Mam tu na myśli np. zmiany w liturgii by nie urażać protestantów, rezygnację z nawracania innowierców, akt pocałunku złożonego na Koranie przez papieża Jana Pawła II…

SHN: To jest bardzo dobre pytanie. Zapamiętajmy po pierwsze, iż synkretyzm nie jest tym samym co ekumenizm. Ten pierwszy dąży do uformowania fałszywej jedności z elementów zaczerpniętych z różnych źródeł; ten drugi zakłada dialog pomiędzy religiami w nadziei na osiągnięcie wspólnego zrozumienia oraz akceptacji a nie wypracowania nowej religii. W rzeczywistości każdy autentyczny ekumenizm musi być stabilnie zakorzeniony i oparty na tradycji każdej ze stron. Jednocześnie ekumenizm ma za swój cel osiągnięcie lepszego zrozumienia jednej religii przed drugą, jednak bez porzucania przez nie swojej własnej tradycji w celu osiągnięcia innej. W innym wypadku ekumenizm byłby bezużyteczny. Nie można poświęcić dla ludzkiego zrozumienia tego, co ofiarował nam Bóg. Jeśli pragnę prowadzić dialog z katolikiem, co zresztą czynię od pięćdziesięciu lat, muszę pozostać twardo zakorzeniony w islamie, a jednocześnie próbować zrozumieć katolicki punkt widzenia. Jeśli, załóżmy, powiem katolikowi: „Dobrze, porzucę islamską perspektywę w odniesieniu do natury Chrystusa” w celu bycia zrozumianym i zaakceptowanym przez stronę katolicką, to nie będzie to tak naprawdę autentyczny ekumenizm, to nie będzie poważny dialog, ponieważ jedna strona została już przekonana, albo, można by rzec, rozwodniła się w tej drugiej. Ponadto ekumenizm musi zawsze istnieć na poziomie doktryny, a nie praktyki. Ludzie tacy jak ja, którzy poświęcają się duchowemu ekumenizmowi, nie wierzą, iż powinien kiedykolwiek zaistnieć synkretyzm rytuałów rozmaitych religii. Muzułmanie, chrześcijanie i żydzi mogą się zgromadzić i modlić razem; dzięki Bogu za to. Jednakże chrześcijaństwo ma ustalony zestaw rytuałów; wspomnijmy chociaż eucharystię. Nie mogą one być zmieszane z kanonicznymi modlitwami islamu, tj. salah. Każda z nich jest formą wysłaną przez Niebiosa i nie może być połączona przez ludzkie pośrednictwo w nową, sztuczną formę rytualną. My, tradycyjni ekumeniści, jak sam Schuon, sprzeciwiamy się stanowczo każdej formie synkretyzmu na poziomie praktyki. Jedność, o której mówimy, tj. jedność na płaszczyźnie doktryny nie jest synkretyzmem dążącym do stworzenia pseudojedności na poziomie doktrynalnym.

Na płaszczyźnie doktryny nie chcemy tworzyć mikstury, którą jest synkretyzm biorący jedną cząstkę z chrześcijaństwa, jedną z islamu a kolejną z judaizmu by wykreować, można by rzec, nową teologię czerpiącą jakąś część z każdej z tych tradycji. To nie jest naszym zamiarem. Tym co mamy na celu, jest ponowne potwierdzenie tego, w co wierzy Filozofia Wieczysta, a mianowicie, iż w wewnętrznej perspektywie, w wewnętrznym aspekcie wszystkich pochodzących z Nieba religii, istnieje Prawda, która jest jedna. Wszystkie religie pochodzą od Boga. Ananda Coomaraswamy rzekł: „Wszystkie religie są niczym różne dialekty tego samego języka”. Na podstawie tej prawdy, ekumenizm oznacza dla nas zrozumienie innych, głęboki dialog, aby uświadomić sobie, że inni to w rzeczywistości ostatecznie my sami, a zatem oznacza raczej lepsze zrozumienie niźli konfrontację i wrogość. Frithjof Schuon powiedział kiedyś, że nie jest możliwe porozumienie pomiędzy religiami w ludzkiej atmosferze; jest ono możliwe w boskiej stratosferze. Jest to cudowne powiedzenie. Nie ma możliwości zgody w ludzkiej atmosferze w tym sensie, że katolicy mieliby porzucić formy sakralne objawione im na ludzkim poziomie, zaś muzułmanie winni przestać odmawiać codzienne modlitwy oraz że te dwie grupy powinny powiedzieć: zbierzmy się razem i zróbmy coś wspólnie albo coś w tym rodzaju. To jest znieważanie Boga. Niemniej jedyne możliwe harmonijne porozumienie leży w boskiej stratosferze, w świecie ponad formami, z którego pochodzą wszystkie nasze formy sakralne. Oto dlaczego musimy przekroczyć formy zewnętrzne, ażeby dotrzeć do boskiej rzeczywistości.

Duchowy ekumenizm to ciężka kwestia. Jest on bardzo trudny, ponieważ gdy badacze zbierają się razem by uczestniczyć w ekumenizmie, zazwyczaj dzieje się tak, że każdy broni swoich własnych egzoterycznych pozycji, swojego terytorium oraz stara się przekonać innych o słuszności swoich racji, rzadziej dążąc do odnalezienia prawdy w tym w co inni wierzą. Dla autentycznego ekumenizmu powinno zaistnieć coś ponad to. Autentyczny ekumenizm winien być czymś więcej, niż tym co obserwujemy w ONZ, gdzie każda delegacja reprezentuje swój kraj i musi bronić swojego własnego interesu, docierając w najlepszym razie do jakiegoś doraźnego wzajemnego porozumienia. Uważamy, że powinno zaistnieć coś głębszego niż to. Nie przeciwstawiamy się takiemu rodzajowi ekumenizmu, który zajmuje się, powiedzmy, Sudanem czy Francją oraz próbuje dostrzec w jaki sposób muzułmanie i chrześcijanie mogą tam żyć razem bardziej swobodnie i harmonijnie w codziennym życiu. To jest w porządku. Nie jesteśmy wrogami takich działań. Niemniej musi zaistnieć głębszy ekumenizm, który zaowocuje zrozumieniem, że inni to także my, że inni również pochodzą od Boga. Co istotne, jak powiedział Ananda Coomaraswamy, to nie że ktoś postrzega kogoś innego jako jednego z nas, ale jako jednego ze swoich, tj. od Boga i dlatego też tworzy to głębszą empatię i sympatię dla innych w perspektywie religijnej. Myślę, że Filozofia Wieczysta uczyniła już bardzo wiele na tym polu w ostatnim stuleciu. I jest to najbardziej fundamentalny oraz satysfakcjonujący sposób podejmowania prób rozwiązania tego niezwykle istotnego problemu pluralizmu religii, który stawia przed nami współczesny świat jako efekt nieuniknionego wzajemnego spotkania odmiennych religii, spotkania, które nie istniało w tej samej formie przed nastaniem nowoczesności.

R: Dziękuję bardzo Panie Profesorze za pański czas oraz cierpliwość. Życzę Panu wszystkiego najlepszego.

SHN: Ja również życzę Panu i wszystkim Polakom wszystkiego dobrego oraz powodzenia w pańskiej chwalebnej pracy.


Rozmawiał Marek Rostkowski
Manchester – Waszyngton, grudzień 2010

1. S. H. Nasr, Istota islamu, Warszawa 2010.

2Idem, Idee i wartości islamu, Warszawa 1988.

3Idem, Islam: Religion, History Civilisation, San Francisco CA 2002.

4Idem, Knowledge and the Sacred, New York NY 1981.

5F. Schuon, The Transcendent Unity of Religions, Wheaton IL 1993.