Ograniczenia inicjacyjnej regularności

Julius Evola

René Guénon zajmuje nader istotną pozycję pośród tych, którzy na Zachodzie wnieśli swój wkład w wyjaśnienie i wprowadzenie w studia nad dyscyplinami ezoterycznymi i tradycyjną duchowością, nie na podstawie erudycji, lecz rzeczywistej, inicjacyjnej wiedzy. Zazwyczaj doradzamy tym czytelnikom, którzy nie zapoznali się jeszcze z pracami Guénona, przestudiowanie tychże, ponieważ są one jedynymi w swoim rodzaju i unikalnymi w swej wartości, a ponadto wykorzystane być mogą jako integralny odpowiednik dla dużej części tego, co sami wykładamy – przynajmniej w zakresie podstaw. W odniesieniu do niektórych punktów musimy jednak poczynić zastrzeżenia, ponieważ orientacja Guénona jest często efektem sposobu myślenia, który różni się od tego, co leży u podłoża naszych własnych sformułowań, a także dlatego, że o ile orientacja Guénona jest przede wszystkim teoretyczna, o tyle nasza jest przede wszystkim praktyczna. Użyteczne będzie zatem zwięzłe rozważenie aspektów, których według nas to dotyczy, tak aby ci, którzy podążają za naszą myślą mogli przyjąć odpowiednie środki wykorzystania tego, co porusza Guénon, zachowując w pamięci niżej wymienione zastrzeżenia.

Zaczniemy od wskazania rozbieżności dotyczących doktryny, bez zagłębiania się w nie. Nie zgadzamy się z Guénonem co do relacji między inicjacją królewską a kapłańską; co do przedstawienia Mniejszych i Większych Misteriów; i w końcu, co do redukcji pojęcia „magii” do jej niższego, pejoratywnego znaczenia. Te trzy punkty są w rzeczywistości do pewnego stopnia związane ze sobą, mieliśmy zresztą okazję już o tym wspomnieć [Por. „Action, Contemplation and the Western Tradition”]. Teraz jednak chcielibyśmy poruszyć problem ogólnie ujętej inicjacji (1).

Opinia Guénona wygląda, w skrócie, następująco: inicjacja polega na przezwyciężeniu ludzkiej kondycji i aktywnemu połączeniu z wyższymi stanami bytu; coś, co byłoby niemożliwe, jeśli osiągnięte miałoby być przez jednostkę samodzielnie. Mogło to nastąpić w czasach pierwotnych, w typie człowieka całkowicie różnym od obecnego; w dzisiejszych czasach konieczna jest natomiast zewnętrzna interwencja, tzn. przekazanie odbiorcy „duchowego wpływu”. Owo przekazanie czynione jest rytualnie, poprzez przystąpienie do regularnej organizacji inicjacyjnej. Taki jest podstawowy wymóg, bez którego, zdaniem Guénona, nie ma mowy o rzeczywistej inicjacji, lecz tylko o jej płonnej parodii („pseudo-inicjacji”). „Regularność” organizacji leży w byciu przez nią powiązaną, bezpośrednio lub poprzez inne ośrodki, z najwyższym, jedynym centrum; powiązanie to odnosi się do nieprzerwanego łańcucha transmisji, który zachowuje ciągłość w czasie poprzez swych prawdziwych reprezentantów, biorąc początek od „tradycji pierwotnej”. By przekazywanie duchowych wpływów, które warunkują inicjacyjne przekształcenie, było prawdziwe, wystarczy by wymagane ryty zostały dokładnie odprawione przez tego, kto w sposób regularny wyznaczony jest do tej funkcji; to, czy ów rozumie te ryty i czy wierzy w ich skuteczność nie ma znaczenia. Nawet jeśli nie rozumie, lub nie wierzy, łańcuch nie jest przerwany, a inicjacyjna organizacja nie przestaje być „regularną”, nie tracąc zdolności do inicjowania nawet wtedy, jeśli składa się tylko z „potencjalnie inicjowanych”, wyzbytych prawdziwej wiedzy. Jak wiadomo, Kościół ma podobne spojrzenie na ordynację kapłańską i efektywność regularnie odprawianych obrzędów.

Jeśli chodzi o odbiorcę, on także spełnić musi odpowiednie kwalifikacje by móc przyjąć przekaz „duchowych wpływów”. Kwalifikacje dotyczą zarówno poziomu fizycznego, w sensie braku pewnych fizycznych wad postrzeganych jako oznaki powiązanych z nimi negatywnych, wewnętrznych skłonności, jak i pewnego umysłowego („spekulatywnego”) przygotowania, obecności precyzyjnego dążenia, lub, jak my byśmy powiedzieli, powołania. Ogólnie rzecz biorąc, dyskwalifikującym jest stan dysonansu i braku równowagi. Wraz z przekazaniem „duchowych wpływów” człowiek staje się „potencjalnie inicjowanym”; następuje wewnętrzna przemiana, która, tak jak członkostwo w organizacji, z którą zostało się w ten sposób związanym, będzie nieusuwalna, wiecznie żywa; rzeczywista inicjacja wymaga jednakże aktywnego, „efektywnego” dzieła urzeczywistnienia, którego człowiek musi dokonać sam i którego żaden mistrz nie dokona za niego (biorąc pod uwagę różne stopnie inicjacji, bardzo możliwe, iż jest to prawdą dla każdego stopnia). Reprezentanci organizacji inicjacyjnych mogą tylko ukierunkować, kontrolować i wspierać ów rozwój i zapobiegać możliwym błędom. Połączenie z wyższymi stanami bytu, które nawiązywane jest wraz z przekazaniem duchowych wpływów nie musi być w każdym przypadku świadome, by było realne.

Odnotować tu można kilka charakterystycznych punktów. Po pierwsze, Guénon dokonuje wyraźnego rozróżnienia pomiędzy mistycyzmem a inicjacją, ponieważ mistyk nie jest „aktywny” w swych doświadczeniach i często nie ma nawet środków do właściwej ich interpretacji – zwłaszcza zaś dlatego, że jest odizolowany, nie jest więc spełniony podstawowy wymóg inicjacji, którym jest powiązanie z „centrum” i „łańcuchem”. Po drugie, Guénon odrzuca wszelką możliwość tego, co nazywa „idealnym” połączeniem z tradycją, tzn. połączeniem niedokonanym w wyżej wspomniany sposób rytualny, poprzez środki kontaktu z żyjącymi, współczesnymi i upoważnionymi przedstawicielami tej tradycji. W końcu, wykluczana jest także „spontaniczna” inicjacja, ponieważ równałaby się ona z narodzinami bez pomocy tego, kto czyni narodziny możliwymi, lub rozwojem rośliny bez uprzedniego zasadzenia nasienia, które z kolei odnosi się do kolejnych roślin, zrodzonych jedna z drugiej.

Tak, w skrócie, wygląda schemat „inicjacyjnej regularności” według Guénona. Ustalmy teraz, jak powinniśmy go ocenić.

Niewiele zarzutów można postawić owemu schematowi per se; jednak biorąc pod uwagę rzeczywistą sytuację, w której znajduje się zdecydowana większość tych, do których pisma Guénona są kierowane, jawi się on jako schemat czysto abstrakcyjny; można się z nim zgodzić, jednak gdy postawi się pytanie jak dojść do punktu, w którym uzyska się inicjację, nie otrzyma się od Guénona żadnej odpowiedzi. W rzeczywistości utrzymuje on, że chce tylko wyjaśnić pojęcie prawdziwej inicjacji; jeśli zaś chodzi o praktyczny problem, to znaczy wskazanie gdzie się udać i podanie konkretnych orientacji, jest to coś – jak sam przyznaje – co nie jest jego sprawą i co nie może być w żaden sposób częścią jego zadań.

Tak więc gdy ktoś, słysząc Guénona powtarzającego wciąż o „inicjacyjnych organizacjach”, tak jakby ilość ich była niezliczona i to na każdym zakręcie ulicy, zechce podjąć akcję nie zadowalając się jedynie doktrynalnymi wyjaśnieniami, znajdzie się w efekcie przed zamkniętą ścieżką, przynajmniej w takim stopniu, w jakim schemat „regularnej inicjacji” traktowany jest jako rzeczywiście absolutny i ekskluzywny.

Myślimy tu, rzecz jasna, o człowieku zachodnim. Na Wschodzie – od Arabii po Chiny – wciąż zapewne istnieją jakieś ośrodki, które odpowiadałyby charakterystyce podanej przez Guénona. Tak naprawdę nie można jednak w zbyt dużym stopniu na nie liczyć, nawet jeśli ktoś zdecydowałby się na podróż do tych miejsc by otrzymać regularną i autentyczną inicjację. By tego dokonać, trzeba mieć wystarczające szczęście by wejść w kontakt z ośrodkami o, by tak rzec, absolutnie super-tradycyjnej czystości, ponieważ w innym przypadku miałoby się do czynienia z inicjacjami, których kompetencja (jak stwierdził Guénon) leży wewnątrz danej religii, religii która nie jest naszą. I nie jest to kwestia, którą mogłaby rozwiązać „konwersja”; w grę wchodzi kompleks czynników psychicznych, duchowych, rasowych i atawistycznych, specyficznych form kultu i boskości, a nawet czynnik reprezentowany przez mentalność i sam język. Nie jest to rzecz dla każdego człowieka, nie może też być osiągnięta poprzez zwykłą podróż.

Jeśli, zamiast tego, człowiek zwróci się ku tradycji, której przyszło panować na Zachodzie, do niczego go to nie doprowadzi, ponieważ chrześcijaństwo jest tradycją oderwaną od swej wyższej, ezoterycznej i inicjacyjnej części. „Chrześcijańska inicjacja” jest w rzeczywistości zwykłym wytworem wyobraźni. W obrębie tradycyjnego chrześcijaństwa – można też powiedzieć katolicyzmu – nie ma inicjacyjnej hierarchii; tutaj perspektywy ograniczone są do mistycznego rozwoju leżącego w inicjatywie jednostki, na gruncie charyzmatycznym. Bardzo rzadko zdarzało się, że jakiś mistyk wykroczył ponad to i wzniósł się do płaszczyzny metafizycznej w sposób całkowicie indywidualny.

Jeśli, mając tą świadomość, człowiek szuka wciąż dalej, wtedy to, czego dowiaduje się od Guénona nie jest zbyt pocieszające. Uznał on mianowicie, że jedynymi organizacjami inicjacyjnymi istniejącymi dziś na Zachodzie są w rzeczywistości te, które osiągnęły już stan degeneracji, organizacje będące pewnymi „szczątkami niezrozumiałymi dla tych, którzy trzymają nad nimi pieczę”. Co Guénon dodaje celem informacji wprawia nas w jeszcze większe zakłopotanie i czyni jeszcze wyraźniejszymi zagrożenia wynikające z bezwarunkowego przyjęcia abstrakcyjnego schematu „inicjacyjnej regularności”.

Nie możemy nie wyrazić tutaj ścisłej różnicy zdań odnośnie dwóch punktów. Jednym jest to, że nawet poprzez zdeprecjonowane organizacje osiągnąć można coś podobnego do prawdziwej inicjacji. Ciągłość „duchowych wpływów” jest według nas, a przeciwnie do opinii Guénona, nadzwyczaj iluzoryczna jeśli nie istnieją już dłużej godni i świadomi przedstawiciele w danym łańcuchu a transmisja stała się niemal mechaniczna. W takich przypadkach istnieje realna możliwość tego, że prawdziwie duchowe wpływy „wycofają się”, tak że to, co pozostanie i jest przekazywane jest jedynie czymś zubożonym, zwykłym „psychizmem”, być może otwartym nawet dla ciemnych mocy, tak że przyłączenie się do takiej organizacji dla tych, którzy rzeczywiście aspirują do transcendencji często staje się większym zagrożeniem niż pomocą. Nie wydaje się, by Guénon myślał w ten sposób: wierzy on, że jeśli zewnętrzna ciągłość rytuału jest zachowana, wtedy to, co nazywa „potencjalną inicjacją” wciąż może być osiągnięte.

Różnica naszych poglądów jest jeszcze poważniejsza, gdy Guénon mówi, iż rezultatem jego dawnych badań jest „formalny i niewątpliwy wniosek”, że „jeśli odłożyć na bok możliwość przetrwania pewnych rzadkich grup średniowiecznych chrześcijańskich hermetyków, faktem jest, że pośród wszystkich organizacji o inicjacyjnych roszczeniach istniejących dziś na Zachodzie tylko dwie mogą przypisywać sobie autentycznie tradycyjne pochodzenie i prawdziwie inicjacyjny przekaz, jakkolwiek zdegenerowane mogą one nie być: kompanioni [Compagnonnage] i masoneria. Reszta to tylko wymysł lub szarlataneria, o ile nie coś jeszcze gorszego”.

Nie będziemy tutaj przywoływać osobistych rozważań, mówiąc że rzeczy mają się inaczej dla każdego z nas, i że istnieją wystarczająco pewne ślady jednostek na Zachodzie będących w posiadaniu rzeczywistej inicjacyjnej wiedzy, które nie przystąpiły ani do kompanionów, ani do masonerii. Odkładając to na bok, stwierdzimy, że jeśli chodzi o kompanionów, jest to szczątkowa organizacja inicjacyjna o pochodzeniu korporacyjnym o raczej ograniczonym znaczeniu, którego nazwa jest poza Francją prawie nieznana. Nie mamy wystarczających danych by decydować w tych sprawach, nie sądzimy też by było to tego warte. Jeśli zaś chodzi o masonerię, rzeczy mają się inaczej. Guénon mógł mieć na myśli pewne przetrwałe grupy dawnej masonerii „operatywnej”, bez żadnych powiązań z tym, czym konkretnie jest masoneria współczesna, ponieważ jeśli chodzi o tą drugą, lub chociaż o jej cztery piąte, nie zawiera ona absolutnie niczego inicjacyjnego będąc wymyślnym systemem stopni zbudowanym w oparciu o nieorganiczny synkretyzm i przedstawiając typowy przykład tego, co Guénon nazywa pseudo-inicjacją. Co z „nie-ludzkiego” charakteru można znaleźć we współczesnej masonerii ponad tą sztuczną strukturą ma bardziej niż podejrzany charakter: wiele faktów uprawomocnia stwierdzenie, że widzimy tutaj dokładnie jeden z przypadków „wpływów”, z których prawdziwie duchowy pierwiastek wycofał się i w których pozostały „psychizm” wykorzystany został jako narzędzie ciemnych mocy. Ci, którzy podążają za zasadą osądzania po owocach, rozpoznając dokładny „kierunek efektywności” masonerii we współczesnym świecie, jej ciągłe, rewolucyjne działanie, jej ideologię, jej walkę przeciwko wszelkim pozytywnym formom autorytetu „z góry”, itd., nie mogą mieć wątpliwości co do natury ukrytego podłoża tej organizacji, gdziekolwiek nie jest to ograniczone do zwykłego małpowania inicjacji i inicjacyjnej hierarchii. Guénon nie jest skłonny przystać na tego rodzaju interpretację. Jednakże sprawy nie mają się przez to inaczej. Odpowiedzialność, którą on – przyznając wszelako, że nie zamierza „kierować nikogo ku, ani przeciw jakiejkolwiek organizacji” – bierze na siebie pośrednio wraz z tymi stwierdzeniami, należy tylko do niego, my zaś nie możemy dzielić jej z nim choćby w najmniejszym stopniu (2).

Tak więc biorąc pod uwagę rezultaty naszych rozważań, praktyczny problem czystej „inicjacyjnej regularności” nie wygląda zbyt dobrze dla człowieka Zachodu. Koniecznym jest sprawdzenie, jakie inne możliwości, równie prawomocne i ugruntowane, mogą być wzięte pod uwagę, by postawić ów problem w lepszym świetle.

Wartością koncepcji Guénona, którą uznajemy, jest waga, jaką kładzie na trudność osiągnięcia inicjacji w obecnych warunkach, oraz granica, którą stawia niektórym poglądom dotyczącym „indywidualnej inicjacji” i „samo-inicjacji”, przedstawianej dość otwarcie przez niektórych (jak na przykład Steiner) jako jedyna droga, którą podążać może zachodni człowiek. Nie ma jednak konieczności popadania z jednej skrajności w drugą. Niewątpliwie prawdą jest, że z powodu procesu inwolucji, któremu podlega ludzkość, pewne możliwości bezpośredniej realizacji, pierwotnie obecne, stały się nadzwyczaj rzadkie, o ile nie przepadły całkowicie. Nie można jednak popadać w odpowiednik chrześcijańskiej koncepcji, według której człowiek, nieodwracalnie zdeprawowany przez grzech pierworodny, sam nie może uczynić niczego na płaszczyźnie ponadnaturalnej – widać tutaj obligatoryjną interwencję tych, którzy mogą przekazać rytualnie „duchowe wpływy”, Guenońskie odpowiedniki „łaski” i „sakramentów”. Kolejna istotna uwaga jest następująca: Guénon sam wyraził opinię, w innej książce, że jednym z aspektów tego, co nazywa inwolucją jest zestalenie, w tym znaczeniu, w którym ukazuje się dziś rzeczywistość w formach bezdusznej materialności lub – jak dodalibyśmy – tym, które wyznacza wewnętrzne zamknięcie istoty ludzkiej. Otóż sądzimy, że w takich warunkach, moc i zewnętrzna podstawa „duchowych wpływów” w dziedzinie rytualnej – nie tylko inicjacyjnej, ale i religijnej – jest nadzwyczaj ograniczona i w przypadkach, które tutaj omawiamy, absolutnie zerowa. W rzeczywistości nie możemy nie zastanawiać się, jakaż to w końcu jest natura owych „duchowych wpływów”, czy mogą one być rozpowszechniane na wszystkie strony, i czy ci, którzy jako „potencjalni inicjowani” posiadają je, chronieni są w jakiś sposób przed wszelkim rodzajem doktrynalnych błędów i wypaczeń. Znamy, w istocie, zbyt wiele przypadków osób – i nie tylko ludzi Zachodu – którzy podlegają „inicjacyjnej regularności” w znaczeniu Guénona, jednak którzy wykazują takie niezrozumienie, zamieszanie lub obojętność wobec wszystkiego, co jest prawdziwie inicjacyjne i duchowe, że czyni to ich sprawiającymi wrażenie dużo pośledniejszych niż osoby, które nie mają tego daru, lecz posiadają prawdziwą intuicję i właściwie otwartego ducha. I znów, pod uwagę wziąć trzeba kryterium „Poznacie ich po ich owocach”, a tym samym nie możemy się oszukiwać jakie to owoce, w obecnej sytuacji, omawiane „wpływy” mogą przynosić. Powiedziawszy to, jako główną i decydującą uwagę, bądźmy świadomi tego, iż człowiek, który rodzi się dziś jest człowiekiem, który zaakceptował to, co teozofowie nazwaliby zbiorową karmą; a mimo to ten sam człowiek, powiązany z „rasą”, wybrał „samodzielne działanie”, przecinając nawet więzy, które niegdyś wspierały jego rasę i skutecznie ją prowadziły. Stopień, do którego ów, który chciał „działać samodzielnie” i któremu na to zezwolono, zmierza do ruiny, jest znany każdemu, kto zdołał przeniknąć twarz współczesnej cywilizacji. Fakty jednak pozostają: dziś, na Zachodzie, jesteśmy w kontekście, z którego siły duchowe wycofały się i w którym jednostka nie może zbytnio na nie liczyć, chyba że przez szczęśliwy zbieg okoliczności zdoła samodzielnie, do pewnego stopnia, otworzyć tę drogę. Nie możemy zmienić tego stanu rzeczy.

Ponieważ jesteśmy w sytuacji, która jest pod tym względem anomalią, musimy jako rzecz praktyczną rozważyć te inicjacyjne ścieżki, które same mają raczej charakter wyjątku, niż ścieżek regularnych.

Guénon w pewnym stopniu przyznaje, że takie ścieżki istnieją. Duchowe ośrodki – mówi – mogą wywierać wpływ poza formami regularnego przekazu, nawet jeśli ma to miejsce za pomocą sposobów bardzo trudnych do określenia, „w przypadku wyjątkowo ‘zdolnych’ jednostek wyizolowanych w środowisku, którego zaciemnienie przybrało taki punkt, w którym nic tradycyjnego w rzeczywistości nie przetrwało a inicjacja stała się nieosiągalna, albo jeszcze bardziej wyjątkowo w dążeniu do bardziej ogólnego celu takiego jak odnowienie przypadkowo zerwanego inicjacyjnego ‘łańcucha’.” [„Des centres initiatiques”, pierwszy akapit]. Tak więc pewne anormalne możliwości bezpośredniego „kontaktu” istnieją. Guénon dodaje jednak: „musimy mimo wszystko stwierdzić, że nawet jeśli faktycznie wyizolowana jednostka osiągnie prawdziwą inicjację, inicjacja ta tylko wygląda na spontaniczną, wywodząc się w rzeczywistości i z konieczności z powiązania, w ten czy inny sposób, z centrum, które realnie i skutecznie istnieje.” [ibidem] Pod tym względem trzeba się z nim zgodzić i ustalić, z jakich kręgów wychodzi inicjatywa, która determinuje możliwość kontaktu. Mówimy o „kontakcie”, ponieważ główną rzeczą nie jest połączenie „horyzontalne”, tzn. dołączenie do danej organizacji, która historycznie się utrzymała, lecz raczej połączenie „wertykalne”, tzn. wewnętrzna partycypacja w zasadach i ponadindywidualnych stanach, których wszelka konkretna, ludzka organizacja jest tylko uchwytnym przejawem a tym samym, w pewnym stopniu, jedynie okazjonalnym uzewnętrznieniem (3). Tak więc w omawianych przypadkach zastanawiać się można: czy to rzeczywiście interwencja centrum zdeterminowała inicjację, czy też przeciwnie, to aktywna inicjatywa jednostki, wprawdzie do pewnego stopnia pobudzonej, doprowadziła do tej interwencji? Pod tym względem możemy mówić o kwalifikacji, która nie jest w żadnej mierze podobną do tych wskazywanych przez Guénona, będąc aktywną samo-kwalifikacją powołaną przez szczególną dyscyplinę, szczególne przygotowanie wewnętrzne, czyniące osobę zdolną nie tylko do bycia „wybraną”, ale i, w niektórych przypadkach, do dokonania swej własnej selekcji i inicjacji. Możliwości tej odpowiada symbol Jakuba mocującego się z aniołem aż ten zmuszony zostaje do błogosławieństwa, lub wielu innych, takich jak Parsifal (u Wolframa von Eschenbacha) samodzielnie otwierający drogę do Graala z „bronią w ręku” – coś, o czym „nigdy wcześniej nie słyszano”. W książkach Guénona, niestety, nie znajdzie się odpowiedzi na pytanie, jaką mogłaby być owa aktywna dyscyplina przygotowawcza, która w niektórych przypadkach mogłaby prowadzić, przy braku jakiejkolwiek zewnętrznej ciągłości, do oświecenia (4). Podobnie, Guénon nie wskazuje żadnych konkretnych dyscyplin pomocnych przy dziele urzeczywistnienia, które mogłyby uczynić „potencjalnie inicjowanego” prawdziwym inicjowanym i, w końcu, mistrzem. Jak już powiedzieliśmy, domeną Guénona jest wyłącznie doktryna, podczas gdy naszą jest przede wszystkim praktyka.

Lecz nawet w tej dziedzinie Guénon, przy innej okazji, napisał coś, co może spowodować dezorientację. Odwołuje się on do islamskiej nauki, według której „ten, kto staje u pewnych „drzwi” nie docierając do nich w sposób normalny i prawowity widzi, jak zamykają się one przed nim i zmuszony jest do odwrotu nie jako zwykły profan – coś, co stało się dla niego niemożliwe – lecz jako sâhar (czarownik lub magik w niższym znaczeniu tych słów)”. Trzeba tu poczynić pewne zastrzeżenia stwierdzając, iż po pierwsze, jeśli ten, kto dotarł do owych „drzwi” w sposób nienormalny ma prawą i czystą intencję, zostanie ona z pewnością uznana przez właściwą władzę i drzwi się otworzą zgodnie z zasadą „pukajcie, a będzie wam otworzone”, oraz po drugie, jeśli drzwi nie otworzą się, będzie to – mając wciąż na myśli wskazany przypadek – oznaczać, że odbiorca staje naprzeciw wyzwania otworzenia ich samemu, używając przemocy, zgodnie z zasadą, że „królestwo niebieskie zdobyć można gwałtem”; albowiem reguła mówiąca, za Eliphasem Levim, że inicjacyjna wiedza nie jest dawana, lecz brana, jest w dużej mierze prawdziwa. W tym zresztą leży istota aktywnej jakości uznawanej w pewnym stopniu przez Guénona (5). Czy to się komuś podoba czy nie, pewien właściwie rozumiany rys „prometejski” zawsze będzie należeć do wyższego typu inicjacji.

Guénon ma rację nie biorąc poważnie „inicjacji astralnej”, jeżeli na myśli ma to, co owemu określeniu przypisuje się w pewnych kręgach bajdurzących „okultystów”. Jednak znów, nie jest to powodem by traktować niektóre inne poglądy, których powyższe mogą być tylko wypaczeniem, jako posiadające tę samą wartość (6). W każdym przypadku, prawdziwa inicjacja osiągana jest w stanie, który nie jest po prostu owym zwykle pobudzonej świadomości; możliwe jest aktywne wzniesienie się do stanów, w których zasadniczym kontaktom sprzyja ponadindywidualne przekształcenie. Islamski ezoteryzm mówi o możliwości osiągnięcia shath, szczególnego stanu wewnętrznego, który, pośród innych rzeczy, czyni możliwym połączenie z al-Khidr, tajemniczym bytem, w którym spoczywa zasada bezpośredniej inicjacji, tj. inicjacji bez pośrednictwa tariqa (organizacji) i sîlsila (łańcucha) (7). Możliwość taka jest dopuszczana, nawet jeśli uznawana za wyjątek. Główną rzeczą jest tutaj niyyah, tj. właściwa intencja, niepojmowana w sensie abstrakcyjnym i subiektywnym, lecz jako magiczny kierunek efektywności.

Rozważmy inny punkt. Jak już wspomnieliśmy, Guénon wyklucza „idealne samo-przywiązanie” do tradycji, ponieważ „nie można przywiązać się do czegoś, co nie ma rzeczywistego bytu (existence actuelle)” [„De la régularité initiatique”; koniec 7 akapitu], tzn. łańcucha, którego żywi przedstawiciele regularnego pochodzenia wciąż istnieją. Bez tego inicjacja byłaby niemożliwa i nieistniejąca. I znów mamy tu do czynienia z kuriozalnym nieporozumieniem pomiędzy elementem zasadniczym a okazjonalnym i organizacyjnym. Co, pokrótce, oznacza ów „existence actuelle”? Każdy ezoteryk zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli metafizyczna zasada traci swą uchwytną manifestację w danej sferze czy okresie, nie oznacza to, że jest mniej „actuelle”, istniejąc na innej płaszczyźnie (co Guénon, w innym miejscu, w mniejszym lub większym stopniu potwierdza). Teraz, jeśli „idealne samo-przywiązanie” oznacza zwykłą aspirację umysłową, możemy się zgodzić z Guénonem; nie tak jednak rzeczy wyglądają odnośnie możliwości rzeczywistej i bezpośredniej ewokacji na bazie zasady magicznej, o analogicznych i syntonicznych odpowiednikach. Mówiąc w skrócie, Guénon sam przyznaje – może bardziej niż powinien – że „duchowe wpływy” także mają swoje prawa. Czy nie sprowadza się to, zasadniczo, do przyznania możliwości podjęcia wobec nich determinującej akcji? Można to sobie wyobrazić nawet na płaszczyźnie zbiorowej, ponieważ uformować można łańcuch psychiczny i tak go zorganizować, że wykorzystywany jest jako ciało, które na podstawie „syntonii”, lub dokładniej „harmonizującej zgodności” przyciągnąć może duchowy wpływ w znaczeniu „zstąpienia” z płaszczyzny, na której warunki czasu i przestrzeni nie mają wartości absolutnej. Może się to zakończyć powodzeniem lub nie. Nie można jednak tego wykluczać, ani mylić ze zwykłym „idealnym samo-przywiązaniem”.

Wreszcie, Guénon zaprzecza, że inicjacja może być osiągnięta na bazie tego, co zaszło w poprzednich wcieleniach. Ponieważ, podobnie jak Guénon, nie przyznajemy racji teorii reinkarnacji, to jeśli o niej mowa, zgadzamy się. Nie oznacza to jednak, że to, co można by nazwać szczególnym transcendentnym dziedzictwem w danych jednostkach, mogącym nadać im szczególną „godność” w odniesieniu do możliwości bezpośredniego osiągnięcia inicjacyjnego przebudzenia, jest wykluczone. Możliwość tą wprost rozpoznaje Buddyzm. Wykorzystany przez Guénona obraz rośliny lub istoty ludzkiej, która nie rodzi się, jeśli nie ma nasienia (które byłoby „początkiem” zdeterminowanym przez rytualną inicjację z zewnątrz) jest słuszny tylko do pewnego stopnia. Absolutyzowany, przeczyłby fundamentalnemu poglądowi metafizycznemu o nie-dwoistości i, w końcu, sprowadziłby jednakowo wszystkie istoty do wspólnego mianownika. Niektórzy mogą „nasienie” przebudzenia już w sobie zawierać.

Wskazaliśmy podstawowe elementy jednostronnego schematu „regularnej inicjacji”. W pewnym sensie przynieślibyśmy sobie ujmę, jeśli nie uznalibyśmy jego wartości. Nie trzeba jednak przesadzać i tracić z pola widzenia szczególnych warunków, nazwijmy je nienormalnymi, w których nawet ci o najlepszych intencjach i kwalifikacjach znajdują się dziś na zachodzie. Któż nie byłby szczęśliwy odnajdując organizacje inicjacyjne, o których mówi Guénon, nawet jeśli nie pod względami, w których przypominają niemal biurokratyczny system formalnej „legalności”? Któż by ich nie szukał, prosząc po prostu o bycie uznanym i „sprawdzonym”? Jednak nie tak się sprawy mają, zaś czytelnik prac Guénona jest raczej w sytuacji kogoś, kto słyszy, że wspaniałą rzeczą jest posiąść atrakcyjną, młodą dziewczynę, jednak gdy ów z podnieceniem spyta, gdzie taką można znaleźć, odpowiada mu milczenie lub: „To nie jest nasza sprawa”. Biorąc pod uwagę to, co Guénon w sposób pośredni mówi nam odnośnie kwestii jakie organizacje inicjacyjne powinny istnieć na Zachodzie, zastrzeżenia, które są tutaj konieczne zostały już wyjaśnione.

Została jeszcze krytyka, którą w rzeczywistości powinniśmy podjąć na początku, mianowicie to, iż sama idea rytualnej inicjacji takiej, jak wyłożona przez Guénona, zdaje się nam w dużej mierze osłabiona i zneutralizowana. W gruncie rzeczy niedostatecznym jest przekazanie błędnie zindywidualizowanych „wpływów duchowych”, z czego można nawet nie zdawać sobie sprawy, a co czyni osobę zwykłym „potencjalnie inicjowanym”, który, jak wcześniej powiedzieliśmy, wystawiony jest na takie same błędy i wypaczenia jak kompletny „profan”. Według naszej wiedzy, oraz tego, co można wywnioskować ze ścisłych tradycji, włączając te antycznych Misteriów, rytualna inicjacja może być zamiast tego porównana do swego rodzaju operacji chirurgicznej, mającej za odpowiednik szczególnie intensywne doświadczenie, zostawiające – jak powiedziano w jednym z tekstów – „trwały ślad oddzielenia”.

Odnalezienie żywej osoby zdolnej do przekazania inicjacji nie jest w tych warunkach rzeczą łatwą, nie zależy to też od samych kwalifikacji (z przyczyn wyżej wspomnianych należy dziś na Zachodzie poddać różnym restrykcjom zasadę: „kiedy uczeń będzie gotowy, nadejdzie mistrz”). Według nas jest to raczej kwestia, że tak powiem, „oderwanych elementów” (w sensie wojskowym), które ktoś może w swym życiu po prostu napotkać lub nie. Człowiek nie powinien myśleć, że zdoła odnaleźć „szkołę” ze wszystkim, co jest potrzebne dla regularnego rozwoju, z zadowalającym systemem „gwarancji bezpieczeństwa” i nadzoru. Szkoły, które na Zachodzie przypisują sobie tę naturę, są zwykłą mistyfikacją tym pewniej, im większy nacisk kładą na to roszczenie, obnosząc się niemal z ową kwalifikacją na wizytówkach i w książkach telefonicznych; jedną z zasług Guénona jest słuszne podjęcie w stosunku do wielu z nich miażdżącej krytyki.

Dlatego więc ci, którzy przyjąwszy karmę tej cywilizacji, w której chcieli się urodzić, będąc w najwyższym stopniu pewnymi swego powołania, chcą pójść dalej za pomocą swej własnej siły, odnaleźć i osiągnąć metafizyczny kontakt zamiast wchodzić w zwykłe horyzontalne powiązania z organizacjami utrzymującymi, że zaoferują pomoc w poszukiwaniach – są w istocie na niebezpiecznej drodze, rzecz, którą chcemy tutaj stanowczo podkreślić: podróżować oni będą po dzikim kraju, bez „referencji” i dokładnej mapy. Jednakże, jeśli ktoś w tym profańskim świecie uznaje, że dla człowieka o szlachetnym pochodzeniu naturalnym jest ryzykowanie własnego życia jeśli cel jest tego wart, nie ma on podstaw by myśleć inaczej i biorąc pod uwagę okoliczności, nie ma innego wyboru gdy stawką jest zdobycie inicjacji i wyzwolenia z ludzkich więzów. Allah Akbar! – możemy powiedzieć za Arabami, co znaczy „Bóg jest wielki” – już Platon zaś mówił, że „wszelka rzecz wielka jest niebezpieczną”.


(źródło:
Krur, 1929, http://thompkins_cariou.tripod.com/id61.html

tłum. z ang. KS)

1) Odnosimy się tu przede wszystkim do „Aperçus sur l'initiation” (Paryż, 1945).

2) To, czy masoneria jest „czysto zachodnią formą inicjacyjną” budzi wątpliwości: trzeba by zignorować rolę odegraną przez element żydowski w jej rytuałach i „legendach”.

3) Poza tym, w związku z Różokrzyżowcami Guénon mówi o wspólnocie tych, którzy osiągnęli dany stopień, z których wszyscy osiągnęli ten sam stopień inicjacyjny, wyższy niż ów zwykłej ludzkości. To dlatego, logicznie rzecz biorąc, nie powinno się mówić o „społecznościach”, ani „organizacjach”. W innym przypadku Guénon twierdzi, że inicjacyjne hierarchie są po prostu stopniami istnienia. Wszystko to można rozumieć raczej w duchowym i metafizycznym, niż personalnym i organizacyjnym sensie.

4) Tak jest w przypadku ascetyzmu w pierwotnej formie Buddyzmu. Buddyzm posiada nawet formalne określenia na oznaczenie tych, którzy „przebudzili się sami”.

5) Na tej podstawie rozumieć należy jeden z aspektów zasady „niekomunikatywności”. Prawdziwa wiedza metafizyczna jest zawsze „aktem”, a co ma charakter „aktu” nie może wywodzić się z niczego innego; według wyrażenia greckiego, może być ona osiągnięta tylko kat auto.

6) Wspomnieć tu można znaczącą rolę, którą posiada inicjacja otrzymywana podczas stanu snu pośród ludów prymitywnych; por. np. M. Eliade, „Szamanizm i archaiczne techniki ekstazy”.

7) Por. esej Abdula Hadiego w études traditionnelles, Sierpień 1946, s.318. Mówi on o dwóch łańcuchach, z których tylko jeden jest historyczny, wewnątrz którego inicjacja udzielana jest przez żyjącego, upoważnionego do tego mistrza (sheikh), posiadającego klucz do tajemnicy: jest to at-talîmurrijâl, tj. poleganie na człowieku, w odrębności od at-talîmur-rabbâni, w którym nie ma żyjącego człowieka jako mistrza, lecz mistrz „nieobecny”, nieznany lub nawet „martwy” od stuleci. Z tą drugą ścieżką związana jest postać al-Khidra (Sayyidina al-Khidr), od którego inicjacja może być otrzymana bezpośrednio. Pośród Różokrzyżowców odpowiednikiem tegoż jest w pewien sposób tajemnicza postać „Eliasza artysty”.