Zanik Zachodniej Tradycji

Julius Evola

Wczesne chrześcijaństwo

Pojawienie się chrześcijaństwa oznaczało początek bezprecedensowego upadku. Na poprzednich stronach uwydatniłem centralną siłę w Rzymie i jej wyzwalanie się w trakcie złożonego rozwoju; w ciągu niego, różnorodne wpływy oddziaływały tylko fragmentarycznie w relacji z nadprzyrodzonym pierwiastkiem, który nadał Rzymowi jego specyficzną fizjonomię.

Rzym, który wyzwolił się ze swych tubylczych atlantyckich i etrusko-pelaskich korzeni; zniszczył w gwałtownej serii wielkie centra współczesnej sobie Południowej cywilizacji; pogardzał greckimi filozofami i wyklął pitagorejską sektę; oraz zakazał bachanaliów, reagując w ten sposób przeciwko awangardzie bóstw aleksandryjskich (prześladowania 59, 58, 53, 50, i 40 p.n.e.) – ten sam Rzym, to jest, sakralny, arystokratyczny i męski Rzym inspirowany pojęciami iusfas, i mos, coraz bardziej podupadał pod wpływem szturmu azjatyckich kultów, które szybko infiltrowały struktury cesarstwa i zmieniały jego fizjonomię. Rzym doświadczył powrotu symboli Matki oraz najbardziej złudnych form różnych mistycznych i panteistycznych kultów Południowych bóstw, które były odległe od demetryjskiej jasności źródeł i które bardziej związane były z rozkładem obyczajów i najgłębszego Rzymskiego virtus, niż z rozkładem instytucji. Był to proces rozpadu, który wpłynął ostatecznie na samą ideę imperialną. Święta treść idei imperialnej została zachowana, lecz tylko jako zwykły symbol; niesiona była ona przez mętny i chaotyczny nurt jako krzyżmo, które rzadko korespondowało z godnością tych, którzy byli nim naznaczeni. Historycznie i politycznie rzecz biorąc, nawet przedstawiciele cesarstwa działali w sposób przeciwstawiający się temu, co wymagałaby jego obrona i potwierdzenie jako stałego i organicznego porządku społecznego. Zamiast reakcji, selekcji i skupienia pozostałych pierwiastków „Rzymskiej rasy” wokół osi państwa w celu właściwego opanowania nowych sił napływających do imperium, cezarowie zaczęli praktykować absolutystyczną centralizację i ujednolicanie. Gdy tylko senat utracił swój wpływ, różnica między obywatelami Rzymskimi, łacińskimi i masą innych poddanych została zniesiona i Rzymskie obywatelstwo rozciągnięte zostało na każdego. Cezarowie myśleli, że despotyzm oparty na dyktaturze wojskowej oraz bezdusznej biurokratycznej i administracyjnej strukturze mógł pomyślnie trzymać razem Rzymską ekumenę, która w rzeczywistości zredukowana została do kosmopolitycznej i ciemnej masy. Nikt nie był zdolny do uczynienia czegokolwiek stanowczego w celu powstrzymania ogólnego procesu dekadencji, nawet ludzie, którzy wykazywali cechy wielkości i starożytnej Rzymskiej godności, którzy ucieleśniali niektóre cechy typowe dla żelaznych natur i „kamienną” jakość, którzy rozumieli, czym jest prawdziwa mądrość, i którzy nawet czasami otrzymywali inicjacyjną konsekrację (jak cesarz Julian).

Epoka imperialna wykazuje, w ciągu swego rozwoju, tą podwójną, sprzeczną naturę: z jednej strony, teologia, metafizyka i liturgia władzy królewskiej stawały się coraz bardziej odseparowane; z drugiej strony, istniało wiele nawiązań do nowego Złotego Wieku. Każdy cesarz uznawany był formułą expectate veni; jego pojawienie się ponawiało mistyczne wydarzenie (adventus augusti), któremu towarzyszyły naturalne zjawiska, zaś jego upadek znakowany był przez złe omeny. Był on redditor lucis aeternae (Konstancjusz Chlorus); był również pontifex magnus i tym, który otrzymał od olimpijskiego boga uniwersalne dominium symbolizowane przez kulę. Korona przypominająca promienie słoneczne oraz berło króla niebios były królewskimi insygniami cesarza. Jego prawa uznawane były za święte lub boskie. Nawet w senacie, konsekrująca go ceremonia miała charakter liturgiczny. Jego wizerunek był czczony w świątyniach różnych prowincji, przedstawiany na licznych sztandarach wojennych, uznawany za najwyższy punkt odniesienia fides, kultu jego żołnierzy oraz symbol jedności imperium.

Lecz był to tylko promień światła lśniący pośrodku ciemnej nocy pasji, przemocy, morderstw, okrucieństw i zdrad, które przybrały proporcje epidemii. Z upływem czasu owo tło stało się bardziej tragiczne, krwawe i rozczłonkowane, pomimo sporadycznego pojawiania się surowych przywódców, zdolnych do uzyskania posłuszeństwa i respektu w słabym, rozpadającym się świecie. W końcu, osiągnięto punkt, w którym funkcja imperium istniała tylko nominalnie; Rzym, w świecie targanym straszliwymi wstrząsami, pozostawał jej wierny prawie z desperacją. Jednak tron, że się tak wyrażę, był pusty. Do tego wszystkiego dodał swej wagi wywrotowy wpływ chrześcijaństwa.

O ile, z jednej strony, nie powinniśmy ignorować złożoności i niejednorodności składników odnajdywanych w prymitywnym chrześcijaństwie, o tyle z drugiej strony, nie powinniśmy umniejszać istniejącej antytezy pomiędzy dominującymi czynnikami i patosem odnajdywanym w tych składnikach a pierwotnym duchem Rzymskim. W tym momencie nie mam zamiaru skupiać uwagi na tradycyjnych pierwiastkach znajdowanych w tej czy innej historycznej cywilizacji; zamierzam raczej ocenić, w jakiej roli i wedle jakiego ducha historyczne nurty działały jako całość. Tak więc obecność kilku tradycyjnych pierwiastków wewnątrz chrześcijaństwa, i ściślej, wewnątrz katolicyzmu, nie powinna powstrzymać nas od rozpoznania wywrotowego charakteru obu tych nurtów.

Wiemy już, jaki rodzaj mętnej duchowości związany jest z judaizmem, z którego wyrosło chrześcijaństwo, oraz z azjatyckimi kultami dekadencji, które ułatwiały rozwinięcie się nowej wiary poza jej kolebką.

Bezpośrednim poprzednikiem chrześcijaństwa nie był tradycyjny judaizm, lecz raczej profetyzm oraz analogiczne nurty, w których dominowały pojęcia grzechu i pokuty; w których pojawiała się desperacka forma duchowości; i w których typ wojowniczego Mesjasza jako emanacji „pana tłumu” zastąpiony został przez typ Mesjasza jako „syna człowieka” predestynowanego do bycia ofiarą, prześladowanym, nadzieją chorych i odrzuconych, jak również obiektem mętnego, ekstatycznego kultu. Dobrze znany jest fakt, iż mistyczna postać Jezusa Chrystusa początkowo czerpała swą siłę i natchnienie ze środowiska nasączonego tym mesjanistycznym patosem, którego liczebność rosła z upływem czasu w wyniku proroczego pobudzania i różnych apokaliptycznych oczekiwań. Przez uznanie Jezusa za zbawiciela i wyłamanie się od „prawa”, to znaczy, od żydowskiej ortodoksji, prymitywne chrześcijaństwo przejęło wiele idei typowych dla ogółu semickiego ducha. Idee te były odpowiednimi dla podzielonego wewnętrznie rodzaju ludzkiego i stanowiły żyzną glebę dla wzrostu antytradycyjnego wirusa, szczególnie w relacji z tradycją taką jak Rzymska. Poprzez teologię Pawła składniki te zostały upowszechnione i pobudzone bez bezpośredniego powiązania z ich żydowskimi źródłami.

Co się tyczy orfizmu, ułatwił on przyjęcie chrześcijaństwa w wielu rejonach starożytnego świata, nie tyle jako inicjacyjna doktryna misteriów, lecz jako jej profanacja odpowiadająca szturmowi kultów śródziemnomorskiej dekadencji. Kulty te cechowała idea „zbawienia” w czysto religijnym sensie oraz ideał religii otwartej dla każdego, a tym samym obcej jakiemukolwiek pojęciu rasy, tradycji i kasty. Mętna potrzeba zaczęła wzrastać wśród tych mas, wraz z równoczesnym oddziaływaniem uniwersalistycznych kultów pochodzenia Wschodniego, dopóki postać założyciela chrześcijaństwa nie stała się pośpiesznym katalizatorem i krystalizacją tego, co nasycało duchową „atmosferę”. Gdy to nastąpiło, nie była to już kwestia stanu umysłu lub rozpowszechnionego wpływu, lecz wyraźnej siły przeciwstawnej światu tradycji.

Z punktu widzenia doktryny, chrześcijaństwo okazuje się desperacką wersją dionizizmu. Kształtując się w stylu zepsutego typu ludzkiego, odwoływało się do irracjonalnej części bytu i w miejsce ścieżek heroicznego, mądrego, inicjacyjnego rozwoju duchowego umieściło wiarę jako swe podstawowe narzędzie, pęd niespokojnej i niezrównoważonej duszy, w pokrętny sposób pociąganej ku nadprzyrodzonemu. Przez swe sugestie dotyczące bliskiego nadejścia królestwa bożego i jego jaskrawe przedstawienia jako wiecznego zbawienia lub wiecznego potępienia, prymitywne chrześcijaństwo pogłębiało kryzys tego typu ludzkiego i wzmacniało siłę wiary, otwierając w ten sposób problematyczną ścieżkę wyzwolenia poprzez symbol zbawienia i odkupienia odnajdowany w ukrzyżowanym Chrystusie. Jeżeli w symbolizmie Chrystusa są ślady wzorca misteryjnego (przez świeże odniesienia do orfizmu i analogicznych nurtów), pomimo to proprium lub typową cechą nowej religii było wykorzystanie tego wzorca na poziomie, który nie był dłużej oparty na inicjacji, lecz raczej na uczuciach i mętnym mistycyzmie; dlatego też, można słusznie stwierdzić, że za przyczyną chrześcijaństwa Bóg stał się istotą ludzką. W chrześcijaństwie nie znajdujemy już dłużej czystej religii prawa, jak w tradycyjnym judaizmie, ani prawdziwego inicjacyjnego misterium, lecz raczej formę pośrednią, namiastkę tego ostatniego w wyrażeniu właściwym dla wyżej wymienionego zepsutego typu ludzkiego; typ ten odczuwał ulgę od swej nędzy, rehabilitowany przez uczucie „łaski”, ożywiony przez nową nadzieję, usprawiedliwiony i uratowany od świata, ciała i śmierci1. Wszystko to stanowiło coś zasadniczo obcego Rzymskiemu i klasycznemu duchowi, lub lepiej jeszcze, duchowi Indoeuropejskiemu jako całości. Historycznie rzecz biorąc, oznaczało to przewagę patosu nad etosem i tej mętnej, wybrakowanej soteriologii, której zawsze opór stawiała szlachetna postawa świętego Rzymskiego patrycjatu, surowy styl jurystów, przywódców i pogańskich mędrców. Bóg nie był już dłużej wyobrażany jako symbol istoty nie podatnej namiętności i zmianie, ustalającej nieprzekraczalny dystans pomiędzy sobą a wszystkim tym, co czysto ludzkie; nie był on także Bogiem patrycjatu, wzywanym w pozycji wyprostowanej, niesionym na przedzie legionów i zyskującym ucieleśnienie w zwycięzcy. Bóg, którego zaczęto czcić był postacią, która w swej „pasji” podjęła i zatwierdziła w wyjątkowy sposób („Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca, jak tylko przeze mnie.” Jan 14:6-7) pelasko-dionizyjski motyw bogów składanych w ofierze oraz umierających i powstających ponownie w cieniu swych Wielkich Matek2. Nawet mit niepokalanego poczęcia odzwierciedla analogiczny wpływ, ponieważ przypomina nam boginie rodzące bez partnera (jak Gaja Hezjoda); pod tym względem istotna rola, którą miał odegrać w rozwoju chrześcijaństwa kult „Matki Boga”, lub „Boskiej Dziewicy”, jest znamienna. W katolicyzmie Maryja, „Matka Boga”, jest królową aniołów i wszystkich świętych; jest także uznawana za przybraną matkę ludzkości, za „Królową świata” i za „obdarzającą wszelkimi łaskami”. Te wyrażenia, wyolbrzymione w porównaniu z faktyczną rolą odgrywaną przez Maryję w micie ewangelii synoptycznych, są echem atrybutów naczelnych boskich Matek preindoeuropejskiej Półkuli Południowej3. Pomimo tego, że chrześcijaństwo jest w gruncie rzeczy religią Chrystusa, bardziej niż Ojca, jego przedstawienia zarówno jako dzieciątka Jezus jak i ciało ukrzyżowanego Chrystusa w ramionach ubóstwionej Matki ukazują wyraźne podobieństwa z przedstawieniami wschodnich śródziemnomorskich kultów4, tym samym kładąc nowy nacisk na antytezę istniejącą między nim a ideałem czysto olimpijskich bóstw, wolnych od pasji i tellurycznego, macierzyńskiego żywiołu. Ostatecznie, symbolem, który sam Kościół obrał, był symbol Matki (Matka Kościół). Uosobieniem prawdziwej religijności stała się błagająca i modląca dusza, świadoma swej niegodziwości, grzeszności i bezsilności przed Ukrzyżowanym5. Nienawiść, którą wczesne chrześcijaństwo czuło wobec wszelkiej formy męskiej duchowości i napiętnowanie przez nie jako szaleństwa i grzechu pychy wszystkiego, co mogło przyczyniać się do czynnego przezwyciężenia ludzkiej kondycji, w jasny sposób wyraża jego brak zrozumienia symbolu „heroicznego”. Potencjał, który nowa wiara zdolna była wytworzyć pośród tych, którzy czuli żywe misterium Chrystusa, czy Zbawiciela, i którzy czerpali z tego wewnętrzną siłę by gorączkowo dążyć do osiągnięcia śmierci męczeńskiej, nie przeszkadza pojawieniu się chrześcijaństwa w byciu symbolem upadku; jego nastanie charakteryzowała szczególna forma duchowej zniewieściałości typowej dla cyklów typu lunarnego i kapłańskiego.

Nawet w chrześcijańskiej moralności, dość widoczna jest rola odgrywana przez Południowe i niearyjskie wpływy. Tak naprawdę nie robi dużej różnicy to, że w imieniu boga, zamiast bogini, proklamowana duchowo została równość wśród istot ludzkich, i że miłość obrana została za najwyższą zasadę. Ta wiara w ludzką równość należy w gruncie rzeczy do ogólnego światopoglądu, którego wariantem jest owo „naturalne prawo”, które wkradło się w prawo Rzymskie podczas dekadenckich czasów; pełniła ona funkcję antytetyczną wobec heroicznego ideału osobowości i wartości, którą obdarzone jest wszystko, co istota, przez stanie się odróżnioną, przez nadanie sobie formy, jest zdolna przypisać sobie wewnątrz hierarchicznego porządku społecznego. I tak stało się, że chrześcijański egalitaryzm oparty na zasadach braterstwa, miłości i wspólnoty, stał się mistyczną i religijną podstawą społecznego ideału skrajnie przeciwstawnego czystej idei Rzymskiej. Zamiast uniwersalności, która jest autentyczna tylko w swej funkcji hierarchicznego szczytu, który nie znosi, lecz zakłada i sankcjonuje różnice między istotami ludzkimi, pojawił się ideał kolektywu potwierdzony w symbolu mistycznego ciała Chrystusa; ten ostatni ideał zawierał w formie embrionalnej dalszy regresywny i inwolucyjny wpływ, którego sam katolicyzm, mimo swej romanizacji, nie był ani zdolny, ani całkowicie chętny przezwyciężyć.

Niektórzy ludzie usiłują dostrzec wartość w chrześcijaństwie jako doktrynie z powodu idei nadprzyrodzoności i dualizmu, który podtrzymuje. Stwierdzamy tu jednak typowy przypadek działania innego, niż ta sama zasada może wykonywać zgodnie z funkcją, pod którą jest tutaj rozumiana. W gruncie rzeczy, chrześcijański dualizm wywodzi się z dualizmu właściwego duchowi semickiemu; działał on w sposób całkowicie przeciwny duchowi, zgodnie z którym doktryna dwóch natur tworzyła podstawę wszelkich osiągnięć tradycyjnej ludzkości. We wczesnym chrześcijaństwie sztywna opozycja porządku naturalnego i nadprzyrodzonego mogła mieć pragmatyczne uzasadnienie motywowane przez szczególną historyczną i egzystencjalną sytuację określonego rodzaju ludzkiego. Taki dualizm różni się jednakże od tradycyjnego dualizmu tym, że nie podlega wyższej zasadzie lub wyższej prawdzie, i tym, że przypisuje sobie charakter absolutny i ontologiczny bardziej niż relatywny i funkcjonalny. Dwa porządki, naturalny i nadprzyrodzony, jak również dystans między nimi, zostały hipostazowane i w ten sposób wszelki rzeczywisty i czynny kontakt został uniemożliwiony. Tak więc, w odniesieniu do człowieka (tutaj również z powodu równoległego wpływu myśli żydowskiej) pojawiło się: (a) pojęcie „stworzenia” oddzielonego istotnym dystansem od Boga jako jego „stwórcy” i jako osobowej, odrębnej istoty; oraz (b) wzmożenie tego dystansu przez ożywienie i uwydatnienie idei „grzechu pierworodnego”, również pochodzenia żydowskiego.

Uszczególniając, dualizm ten przyczynił się do pojmowania wszelkich manifestacji duchowego wpływu w biernych określeniach „łaski”, „elekcji”, i „zbawienia”, jak również do wyrzeczenia się (któremu czasami towarzyszyła prawdziwa niechęć) wszystkich „heroicznych” ludzkich możliwości; dopełnienie tego wyrzeczenia polegało na pokorze, lęku przed Bogiem, umartwieniu ciała, i modlitwie. Słowa Jezusa w Mateuszu (11:12) dotyczące królestwa niebieskiego cierpiącego od gwałtu i ożywienie słów Dawida: „Wy jesteście bogami” (Jan 10:34), należą do elementów, które nie wywierały praktycznie żadnego wpływu na ogólny patos wczesnego chrześcijaństwa. Jednak w chrześcijaństwie, generalnie rzecz biorąc, oczywiste jest, że co zostało upowszechnione, uczynione wyjątkowym i egzaltowane to droga, prawda i postawa, która odnosi się tylko do niższego rodzaju ludzkiego lub do tej niższej warstwy społeczeństwa, dla której egzoteryczne formy Tradycji zostały obmyślone; to był właśnie jeden z charakterystycznych objawów atmosfery Ciemnego Wieku, lub Kali Yugi.

Co zostało powiedziane dotyczy relacji człowieka z boskością. Drugą konsekwencją chrześcijańskiego dualizmu była dekonsekracja natury. Chrześcijański „supernaturalizm” spowodował, że naturalne mity starożytności zostały raz na zawsze błędnie zrozumiane. Natura przestała być czymś żywym; to magiczne i symboliczne postrzeganie natury, tworzące podstawę nauk kapłańskich zostało odrzucone i piętnowane jako „pogańskie”. W następstwie triumfu chrześcijaństwa, nauki te uległy procesowi degeneracji, z wyjątkiem osłabionej pozostałości reprezentowanej przez późniejszą katolicką tradycję obrzędów. W ten sposób, natura poczęła być postrzegana jako coś obcego, a nawet diabolicznego. Prócz tego, stanowiło to podstawę dla rozwoju ascetyzmu typu klasztornego i umartwiającego, wrogiego światu i życiu (ascetyzm chrześcijański), oraz skrajnie przeciwnego klasycznej i Rzymskiej świadomości.

Trzecia konsekwencja dotyczy domeny politycznej. Reguły „Moje królestwo nie jest z tego świata” (Jan 18:36) oraz „Oddajcie cesarzowi, co cesarskie a Bogu, co boskie” (Mateusz 22:21), stanowiły bezpośredni atak na pojęcie tradycyjnej suwerenności i jedności dwóch sił, która przywrócona została oficjalnie w cesarskim Rzymie. Według Gelazego I, po Chrystusie żaden człowiek nie może być równocześnie królem i kapłanem; jedność sacerdotium i regnum, gdy windykowana jest przez króla, staje się szatańskim podstępem i fałszerstwem prawdziwej kapłańskiej królewskości, która należy jedynie do Chrystusa. Dokładnie w tym momencie kontrast między chrześcijańskimi a Rzymskimi poglądami eskalował w otwarty konflikt. Gdy pojawiło się chrześcijaństwo, Rzymski panteon był tak szeroki, że nawet bożyszcze chrześcijańskiego Zbawcy mogłoby znaleźć w nim stosowne miejsce, pośród innych bóstw, jako specyficzny kult wywodzący się ze schizmy w judaizmie. Jak wcześniej wskazywałem, było to typowe dla imperialnego uniwersalizmu pełnić wyższą jednoczącą i organizującą funkcję ponad i poza którymkolwiek szczególnym kultem, któremu nie musiał zaprzeczać lub przeciwstawiać się. Co jednak było konieczne, to akt dowodzący sprawdzonej fides w odniesieniu do zasady „z góry”, ucieleśnionej w reprezentancie imperium, a mianowicie w „Auguście”. Chrześcijanie odmówili dokonania tego aktu, składającego się z rytuału i ofiary złożonej przed symbolem cesarskim, ponieważ twierdzili, że jest to nie do pogodzenia z ich wiarą; był to jedyny powód, dla którego zaistniała taka epidemia męczenników, która mogła wydawać się czystym szaleństwem w oczach Rzymskich magistratów.

W ten sposób, forsowała się nowa wiara. Ponad szczególnym uniwersalizmem i wbrew niemu utwierdził się nowy, przeciwległy uniwersalizm oparty na metafizycznym dualizmie. Tradycyjny hierarchiczny pogląd, zgodnie z którym lojalność posiadała nadprzyrodzoną sankcję i wartość religijną, ponieważ wszelka władza pochodziła z góry, został podkopany u samej swej podstawy. W tym grzesznym świecie może być tylko miejsce dla civitas diabolicivitas dei, lub stan boski uznawany był za należący do oddzielnej płaszczyzny i polegający na jedności tych, których ku zaświatom ciągnie mętna tęsknota i którzy, podczas gdy oczekują Dnia Ostatecznego, jako chrześcijanie uznają tylko Chrystusa za swego przywódcę. Gdziekolwiek idea ta nie skutkowała w wirusie, który okazywał się defetystyczny i wywrotowy, i gdziekolwiek Cezarowi wciąż oddawano „to, co cesarskie”, fides pozostawała zdekonsekrowana i zsekularyzowana; posiadała jedynie znaczenie podległego posłuszeństwa wyłącznie świeckiej władzy. Słowom Pawła, „wszelki autorytet pochodzi od Boga”, przeznaczone było pozostanie nieskutecznymi i nic nieznaczącymi.

Tak więc, mimo iż chrześcijaństwo podtrzymywało duchową i nadprzyrodzoną zasadę, historycznie rzecz biorąc, przeznaczone jej było działać w rozkładający, a nawet niszczycielski sposób; nie przedstawiała ona zdolności do ożywienia czegokolwiek, co w Rzymskim świecie stało się zmaterializowane i rozczłonkowane, lecz raczej coś heterogenicznego, odmienny nurt pociągany ku temu, co w Rzymie nie było dłużej Rzymskie, i ku siłom, które Światło Północy skutecznie trzymało pod kontrolą podczas trwania całego cyklu. Pomogła ona w zerwaniu ostatnich więzi i przyśpieszyła upadek wielkiej tradycji. Nie jest zaskakujące, że Rutyliusz Namacjanus stawiał chrześcijan i żydów na tym samym poziomie, o ile obie grupy były wrogie autorytetowi Rzymu; obwiniał on także tych pierwszych o rozprzestrzenianie śmiertelnej choroby (excisae pestis contagia) poza granicami Judei, która była pod jarzmem legionów, tych drugich zaś o rozprzestrzenianie trucizny wypaczającej zarówno rasę i ducha (tunc mutabantur corpora, nunc animi).

Podczas rozważania enigmatycznych świadectw dawanych przez starożytne symbole, nie można pominąć odnotowania roli, jaką w micie Jezusa odegrał motyw osła. Osioł nie tylko obecny był w scenie narodzenia Chrystusa, lecz to właśnie na ośle Dziewica i Boskie Dziecko uciekli do Egiptu; przede wszystkim, to na ośle jechał Jezus podczas swego triumfalnego wjazdu do Jeruzalem. Osioł był tradycyjnym symbolem podziemnej „mocy” rozkładu. W Egipcie było to zwierzę poświęcone Setowi, który ucieleśniał ową moc, posiadał antysolarny charakter i związany był z „dziećmi bezsilnej rebelii”. W Indiach osioł był wierzchowcem Mudewiego, który reprezentował podziemny aspekt żeńskiego bóstwa. Poza tym, w Grecji osioł był symbolicznym zwierzęciem, które na równinie Lety ciągle zjadało dzieło Oknosa, co miało związek z chtoniczną i podziemną boginią Hekate6.

W ten sposób, symbol ów mógł stanowić tajną oznakę siły, która związana była z prymitywnym chrześcijaństwem i której częściowo zawdzięczało ono swój sukces; była to siła, która pojawiała się i przybierała aktywną rolę, gdziekolwiek to, co wewnątrz tradycyjnej struktury odpowiada zasadzie „kosmosu”, zachwiało się i zdezintegrowało. W rzeczywistości, nastanie chrześcijaństwa nie byłoby możliwe, gdyby nie wyczerpały się życiowe możliwości Rzymskiego cyklu heroicznego; gdyby „Rzymska rasa” nie została złamana w swym duchu i swych reprezentantach (czego dowodem było niepowodzenie próby restauracji podjętej przez cesarza Juliana); gdyby starożytne tradycje nie zostały osłabione; i gdyby, w kontekście etycznego chaosu i kosmopolitycznego rozpadu, imperialny symbol nie został zanieczyszczony i zredukowany do zwykłego utrzymywania się przy życiu pośród świata ruin.

  1. Tak więc, w porównaniu z historycznym judaizmem, prymitywnemu chrześcijaństwu można przypisać mistyczny charakter wzdłuż tych samych linii profetyzmu, lecz nie charakter inicjacyjny, wbrew temu, co twierdził F. Schuon (The Transcendent Unity of Religions [Paryż, 1937]) na podstawie sporadycznych elementów znajdowanych głównie we wschodniej ortodoksji. Nie powinniśmy nigdy zapominać, że o ile chrześcijaństwo rozwinęło się ze starodawnej żydowskiej tradycji, ortodoksyjny judaizm rozwinął się w sposób niezależny przez Talmud i kabałę, przedstawiające tradycję inicjacyjną, której zawsze brakowało chrześcijaństwu. Dlatego też później, prawdziwy ezoteryzm rozwinął się na zachodzie, to jest poza chrześcijaństwem i z pomocą niechrześcijańskich nurtów takich jak żydowska kabała, hermetycyzm, lub ruchów odległego, nordyckiego pochodzenia.
  2. L. Rougier, Celse (Paryż, 1925).
  3. Znamienne jest także, że według wielu katolickich teologów, wszelka oznaka predestynacji i elekcji jest wątpliwa; jedyną pewną oznaką jest ta polegająca na oddaniu Dziewicy. Zgodnie z tym, „prawdziwi słudzy Maryi otrzymają życie wieczne”. Odnośnie tej postawy, patrz J. Berthier, Sommario di teologia dogmatica e morale (Turyn 1933), 1791-92.
  4. Święty Jerzy (Epistula ad Paulinum, 49) zauważył znamiennie, że Betlejem „dawniej było pod cieniami lasów poświęconych Tammuzowi-Adonisowi; w tej grocie, w której płakało dzieciątko Jezus, niegdyś opłakiwany był ukochany Wenus.” Odnośnie żeńskiego pierwiastka w chrześcijaństwie, J. de Maistre napisał: „Możemy dostrzec, jak zbawienie (salut) zaczęło się za pomocą kobiety, która zapowiadana była przez źródła. We wszystkich relacjach ewangelicznych kobiety ogrywają bardzo ważną rolę. Także we wszystkich znanych triumfach chrześcijaństwa [jak to było w przypadku religii Dionizyjskiej] nad jednostkami i narodami, w tle zawsze była kobieta.”
  5. W przedchrześcijańskim Rzymie libri sibillini, które wprowadziły kult Wielkiej Bogini, wprowadziły również supplicatio, rytualne poniżenie się przed boskim posągiem, którego kolana były obejmowane i którego ręce i stopy były całowane.
  6. W Rygwedzie osioł jest często wiązany z rāsabha, słowem które oznacza niepokój, wrzawę a nawet nietrzeźwość. W jednym z mitów, Apollo zamienił uszy króla Midasa w uszy osła, ponieważ ów przedkładał muzykę Pana nad jego własną – innymi słowy, za przedkładanie dionizyjskiego, panteistycznego kultu nad kultem hyperborejskim. Zarzynanie osłów było, wśród hyperborejczyków, ofiarą którą preferował Apollo. Patrz Pindar, Ody pytyjskie, 10.33-56. Tyfon-Set (który odpowiada Pytonowi, wrogowi Apolla), po tym jak został pokonany przez Horusa, ucieka na pustynię jadąc na ośle (Plutarch, De Iside et Osiride, 29-32); Apep, wąż symbolizujący zasadę ciemności, jest często przedstawiany w towarzystwie osła lub jadąc na ośle. Wierzono również, że Dionizos przeniesiony został do Teb przez osła, zwierzę, które zawsze było z nim związane. Niektóre z tych elementów musiały być przechowane w ukryciu, ponieważ później pojawiły się znów w kilku średniowiecznych świętach, w których Dziewica i Dziecko, prowadzone przez Józefa, niesione były w procesji, podczas której najwyższe honory oddawane były osłu.


(źródło: „Rivolta contro il mondo moderno”, 1969
tłumaczenie z ang. KS)